O mnie

Moje zdjęcie
Śląskie, Poland
Młoda (jeszcze), zdolna (troszkę), pozytywnie nastawiona i ruda. To w kilku słowach o powierzchowności. A co lubię? Przede wszystkim kawę, a do niej koniecznie porcję (lub dwie!) przyjemnych dźwięków, pięknych obrazów i zachwycających historii...

czwartek, 20 października 2011

Czesio mój miły...

Post z serii: "sprzedaję co się da". Sprzedaję i pisarza. Rysunek z okazji 100 - lecia jubileuszu urodzin Czesia... będzie wykorzystany w plakacie, który (mam nadzieję tym razem jednak) pojedzie na konkurs. 
Póki co plakatu jeszcze nie ma... ale ten stan rzeczy zmieni się "na dniach" ;)

A szkic można już kupić TUTAJJJJ  ;)

A tak się prezentuje - w całości i we fragmentach:




papier grubasek 210g i ramka z szybką !
reszta handmade :)

środa, 19 października 2011

Muffin's'Monster Project !!!

Ha! To teraz coś dla buzi - i do buzi. Po pierwsze ćwiczymy mięśnie twarzy i brzucha, śmiejąc się z tego jak wyglądają... Do łez! Po drugie - próbujemy, smakujemy, znowu mięśnie twarzy i brzucha w ruch... No i wreszcie - w gruncie rzeczy się dziwimy - bo oto można (tak tak - właśnie MOŻNA!) UPIEC MUFFINKI BEZ PIEKARNIKA i bez foremki też ! 

A jak? A tak:

Zachciało mi się - a już tak mam, że jak chcę, to przynajmniej muszę spróbować. Najpierw działający na wszystkie zmysły obraz i przepis z TEGO bloga. Troszkę go urozmaiciłam, dodając aromat pomarańczy do ciasta, "jakieśtam" przyprawy itd - no, po swojemu po prostu. Jednak wszelkie proporcje według tego przepisu z linka powyżej są doskonałe! 
Foremki rzuciły mi się w oczy w sklepie z... wyposażeniem wnętrz! - i to właściwie wtedy zapadła decyzja: upiekę MUFFINKI w opiekaczu! :D

Oto opiekacz:

Kilka składników miałam - czaiły się "od zawsze" w kuchennej szafce. Część dokupiłam. To moje pierwsze w  życiu Muffinki - nawet z tzw. "gotowca" marketowego nigdy nie robiłam... No ale po kolei.

Oto składniki (mniej więcej):


I się zaczęło - bieganie w tą i z powrotem, mieszanie, trzepanie, przekładanie, nakładanie... oczywiście bez odpowiedniej formy muffinki zaczęły się "rozłazić" zanim włożyłam je do opiekacza (nawet mając taką formę  nie zmieściłaby się ona do komory urządzenia!). 
Po wyjęciu moich wypieków miałam taką dawkę dobrego humoru, jakiej żaden program telewizyjny nie byłby w stanie mi zapewnić! Zamiast muffinek moim oczom ukazały się rozlazłe "ni - to - kulfon - ni - to - kleks"! 
Po prostu Muffin's'Monster

Oto i one:


Dekoracja zamiast polepszyć sytuację, wręcz ją pogorszyła. 
Muffinek wyszło 13. 
Po spróbowaniu jednej stwierdziłam, że w życiu lepszej muffinki nie jadłam!

W związku z powyższym najprawdopodobniej zagoszczą na naszym stole w Halloween 
- strasząc i jednocześnie pieszcząc podniebienie diabelsko czekoladową nutą ! :p

poniedziałek, 10 października 2011

Nasze "M"

Choć nie mam zwyczaju - jednak tym razem - proszę na samym początku o nie kopiowanie poniższych zdjęć dla jakichkolwiek celów reklamowych, czy komercyjnych, ponieważ stanowią część mojego zawodowego porfolio ;)  Z góry dziękuję:)

Uchylam rąbka tajemnicy i pochwalę się kilkoma "elementami" naszego nowego, wymarzonego "M"...



Byliśmy z moim przyszłym mężem zdecydowani: nie kupimy mieszkania w bloku, bo brak im duszy! No i nie kupiliśmy. Znaleźliśmy dzięki mojej mamie i niesamowitemu zbiegowi okoliczności pewną 100-letnią kamienicę w naszym rodzinnym mieście:


Mieszkanie było w opłakanym stanie: zalane, zaniedbane - od razu było widać co nas czeka, jeżeli zdecydujemy się je kupić:


Wspólne siły włożone w remont zaskutkowały tym, że po sześciu miesiącach mogliśmy wprowadzić się do naszego "M". Choć wiele elementów wymaga dokończenia - już możemy chwalić się kilkoma oryginalnymi (a przynajmniej mało popularnymi) pomysłami:
tu np. kominek obudowany starymi kaflami z pieca, który wyburzyliśmy (jednego z trzech, które były w mieszkaniu). Brawo dla teścia za profesjonalną rozbiórkę, dla teściowej - za pomoc w oczyszczeniu kafli, dla chłopaków z firmy budowlanej - za stworzenie w przestrzeni dokładnie tego, co wymyśliliśmy i co narysowałam:

(też jeszcze nie dokończony - brakuje drewnianych detali na dolnej półce i drewnianej półki u góry - na gzymsie).

Innym pomysłem, od którego całą rodzinę głowa bolała było odsłonięcie starych cegieł spod opadającego tynku - tu popisała się cała rodzina - a w szczególności moja mama, która narzekając pod nosem na nasze fanaberie, opracowała niezwykle skuteczną metodę czyszczenia cegiełki po cegiełce szczotą drucianą :D

Chcemy tu zamontować roletę - ekran opuszczaną w dół spod samego sufitu - do oglądania filmów, ponieważ ściana jest na wprost rozkładanej dużej sofy, a w mieszkaniu nie ma (i raczej nie będzie) tv. Roleta będzie opuszczana do maszyny (odziedziczona po pra - babci - i właśnie zaczynam na niej szyć - to niesamowite jak działają takie rzeczy - bez prądu! :D )

Stary zegar - uratowany przed zjedzeniem przez korniki z pewnej szopy na wsi. Mój narzeczony kilka lat temu już oddał go do renowacji i odrobaczenia. I tak sobie czekał. No to teraz wisi :) A pewnie by go spalono... pod nim serwantka - prezent od przyszłych teściów:


Moja mama narzekała "kto to widział tyle szaf w mieszkaniu!?" - a my mamy dwie duże i jest nam z nimi bardzo wygodnie - pierwsza była zrobiona przez moją ciotkę dla mojej babci wraz z innymi meblami (jakieś łóżka, toaletka chyba) - ale została w rodzinie tylko ona - więc sobie ją "zarezerwowałam" kilka lat temu. Druga szafa ta czekoladowa) wraz z dwoma walizkami została kupiona wraz z mieszkaniem (dwie pozostałe walizki wytargałam z babcinej piwnicy). Moi przyszli teściowie oddali szafę w dobre ręce i dzięki temu została porządnie odnowiona. Pięknie się prezentuje i naprawdę duuuużo pomieścić potrafi:


Obniżyliśmy sufity - aby oszczędzać na ogrzewaniu (położyliśmy też wełnę na konstrukcji). Aby jednak zachować piękne (naszym zdaniem) łuki wnęk okiennych - musiał powstać dokładny projekt złamań sufitu, dzięki któremu całe wnęki są widoczne przy wejściu do pomieszczenia:


Kuchnia - jej wersji nie było końca. Ostateczną "zatwierdził" mój ukochany i tak zostało. Tydzień później kupiliśmy meble - ale i tak dużo jeszcze tu brakuje (np. góry od starego kredensu, w którą chcę wmontować wyciąg kuchenny :/ może ktoś ma taki zbędny kredens? :( )

Uwagę w tym pomieszczeniu zwracają stare drzwi od wyburzonego już pieca, których nie chciałam za bardzo  odnawiać. Po ich otwarciu można zerknąć na termometr zamieszczony na nowej instalacji ogrzewania i odczytać temp. w zbiorniku z ciepłą wodą - ale to już za skomplikowane, żeby przynudzać... no i moje stare reklamy - ta z makaronem jest boska - a to właściwie jest tył poradnika przyjaciółki z 1950 roku :D


Na końcu kilka fotek łazienki - w której brakuje gzymsików nad białymi cegiełkami i szklanych drzwi przesuwnych, aby można było w wannie brać prysznic na stojaka bez chlapania całego pomieszczenia... ale co  tam - najważniejsza jest szafka pod umywalkę. Nie mogliśmy znaleźć takiej w odpowiednim wymiarze, a stolarze śpiewali nie lada ceny za wykonanie, od czego potwornie bolała nas głowa. Na szczęście na jednym z jarmarków staroci dojrzałam pewnego obdarciucha - kupiliśmy ją za 60 zł!!! i oczywiście sami odnowiliśmy. Szuflady są tu niezwykle wygodne :)

(rama lustra też z odzysku - znaleziona w "rodzinnej rupieciarni", oczyszczona i "odbejcowana" przeze mnie. Kinkiety wyszukane na allegro - bez kloszy - te znowu wynalezione na jarmarku - tym razem w Bytomiu (!)
Zburzyliśmy ścianę między łazienką, a kuchnią, aby zmieścić wannę i pralkę. Ta nowa widoczna na zdjęciu została postawiona z cegieł ręcznie formowanych. Płytki z tychże cegieł są położone na innej ścianie w kuchni nad blatem - na ich tle wiszą tasaki i radełko wykonane dawno temu przez mojego dziadka - "zawsze pod ręką, co?" - mówi mój narzeczony... hehehe :p

A do łazienki prowadzą takie nietypowe drzwi (znowu szafa?! - dziwią się goście...)- oczywiście sami je zrobiliśmy z elementów kupionych w sklepie budowlanym i ... ze starych map przedstawiających kawałek Norwegii ( mój narzeczony, to żeglarz i kapitan sportowy :D ). Od strony łazienki w miejscu map jest czarna tapeta z wytłaczaną "koronką". Poniżej map - jak widać - zwykła płyta meblowa w kolorze orzecha. Powyżej - prosta lampa - aby nie tworzyć konkurencji dla mocnych w swojej formie drzwi przesuwnych. Bo przedpokój do największych nie należy niestety...


I tak mieszkamy tu już od dwóch miesięcy.


Jesień już w pełni. Palimy w kominku, dłubiemy przy detalach remontowych. Mówi się, że w domu zawsze musi być coś do zrobienia. I dobrze. A gdyby mi przyszło znowu wkładać tyle pracy w to wszystko, zrobiłabym to bez problemu. Przestrzeń jest niezastąpiona, kiedy skroimy ją na własną miarę - nie kopiując i naśladując sąsiadów. W końcu oni tylko czasami nam do okien zaglądają - my w tych czterech ścianach tworzymy własną historię. Grunt, to dobrze określić swoje potrzeby...

A wy jak myślicie?

stare - a na blogu nowe :)

Cierpię od jakiegoś czasu na chorobę zwaną BEZROBOCIEM. (W wyniku epidemii, jaka ostatnimi czasy dotyka około połowy moich wykształconych młodych znajomych). Brak perspektyw skłonił mnie do rozmyślań bardzo poważnych o własnej działalności - projektowo - kreatywnej oczywiście. W związku z tym należało na spokojnie usiąść i posegregować dziedziny, w jakich mogę odnaleźć się na surowym rynku... i tak oto - przy okazji stwierdzam, że jeszcze się wam nie chwaliłam...

plakatem :D

Powstał kiedyś na konkurs, natomiast nigdy na ten konkurs nie pojechał :(
Teraz kiedy na niego patrzę, to sobie myślę, że mogłam go zrobić nieco "inaczej". Ale jest jaki jest, więc pokazuję oryginał póki co.
Tematyka pracy: "PLAKAT PROMUJĄCY CZYTANIE";


Nie chwaliłam się też logo, które wykorzystała lin_ka1 przy okazji swojej pracy zawodowej:
przy organizacji Festiwalu Piosenki i Tańca Dąbrowskich Przedszkolaków.

Miało być proste, wesołe i "na temat" - mam nadzieję, że spełniło kryteria :) Mam też nadzieję, że stanie się częścią tego kolorowego festiwalu na kolejne lata :)